wtorek, 7 października 2014

Mój kochany TATUŚ

Mój Tatuś, bo nigdy o nim nie myślałam Ojciec, od 19 sierpnia rozpoczął 100 rok życia. 
Mieszka w Lublinie pod opieką najukochańszego mojego Brata i Jego cudownej Żony. Tak sobie czasami myślę, że gdyby nie Oni, Tatuś pewnie już dawno by nie żył. Troszczą się o niego w sposób bardzo odpowiedzialny i pełen poświęcenia, często narażeni na ogromne przykrości. Każdy, kto kiedykolwiek opiekował się osobą starszą wie, jak jest to niewdzięczne zajęcie. I nie jest to wina starego człowieka, po prostu tak działa jego mózg. Ale i tak przykre słowa, złośliwości sprawiają opiekunom wielki ból. Mój brat wymyślił - uważam - wspaniałą rzecz, a mianowicie dobrze by było, gdyby powstały grupy wsparcia dla opiekunów ludzi starszych. Można by było wówczas liczyć na wzajemną  pomoc psychiczną, tak bardzo potrzebną. Takie grupy sprawdzają się w wypadku uzależnień, dlaczego w takim miałoby być inaczej. 
Oto co pisze mój Braciszek o sobie i innych opiekunach ludzi starszych.
Widujemy ich codziennie. Mijamy na ulicy, w sklepie. Z pozoru wglądają normalnie, choć może są trochę bardziej zamyśleni, przygaszeni, jacyś nerwowi, jakby wystraszeni, jakby ciągle się gdzieś spieszyli a myślami byli gdzieś daleko. Nie potrafią być spontaniczni, beztroscy, radośni. Są jacyś ciągle spięci, uważni jakby wyrobili w sobie nawyk ciągłego kontrolowania swoich zachowań i tłumienia emocji. Nie potrafią beztrosko spontanicznie wybuchnąć śmiechem czy beztrosko cieszyć się dniem. Może czasem zauważamy: „Jak on się postarzał przez ostatnie miesiące”, „Jaki zrobił się z niej odludek i kłębek nerwów”. Może czasem dostrzegamy zaczerwienione oczy - czy to z niewyspania, a może z płaczu?

Taka jest cena sprawowania opieki nad ciężko chorą lub starszą, bliską osobą w domu. Nawet nie uświadamiamy sobie jak wielu naszych znajomych, sąsiadów ma podobne problemy. Często w swoich codziennych zmaganiach czują się samotni, wyobcowani. Czasem odwiedzi ich lekarz, czasem pielęgniarka, czasem ksiądz, ale tak naprawdę to oni sami muszą dźwigać ciężar odpowiedzialności. Nasi starzy rodzice - którzy kiedyś byli dla nas najważniejsi na świecie stanowiąc niekwestionowany autorytet, zdawali się być najmądrzejsi, najlepsi na świecie  teraz są tacy zgorzkniali, złośliwi, ciągle niedozwoleni. Trudno uwierzyć, że dzieje się tak bez niczyjej winy. Wiek, choroba, cierpienie, brak nadziei i do tego starcza depresja zmienia myślenie, odczuwanie i postrzegania świata. Często zauważamy, że nasza radość czy wesołość wzbudza w nich gniew, złość i irytację. Po kilku miesiącach, latach, niepostrzeżenie zmienia się i nasz sposób myślenia i odczuwania. Tracimy dystans i zdrowe widzenie świata. Wszystko kręci się wokół podopiecznego - nasze myśli, emocje, tematy rozmów. Jeżeli jest on choć trochę radośniejszy jesteśmy prawie szczęśliwi, jeżeli nasz podopieczny ma „zły dzień” czujemy się smutni, a nawet winni. Widząc ogrom cierpienia pytamy się o sens starości. Oburza nas, że jest to takie trudne i niesprawiedliwe. Dlaczego Pan Bóg do tego dopuszcza.

Z trudem możemy znaleźć w literaturze, czy w mediach opisy prawdziwej starości. Jest to temat niewdzięczny i bardzo przygnębiający, choć dotykający prawie każdego z nas. Chyba najgorsze w tym wszystkim jest to, że wydaje nam się, że to tylko nasz podopieczny stał się taki złośliwy, egoistyczny często apodyktyczny. Wstydzimy się tego. Z reguły nie mówi się głośno o takich sprawach. Dlaczego? Nie wiadomo. Uwarunkowania kulturowe? Nie wypada zdradzać tajemnic domowych, skarżyć się na swój los, źle mówić o swoich bliskich? Nie wypada, nie powinno się, nie można. I tak zamykamy się w swoich czterech ścianach gasnąc coraz bardziej a nawet popadając w depresję. I tak z braku dostatecznej wiedzy, wsparcia rodziny, znajomych przyjaciół w zaciszu własnych domów cierpią nasi podopieczni i cierpimy my. Po kilkunastu miesiącach sprawowania opieki nad starym schorowanym ojcem, będąc na skraju załamania nerwowego, całkiem przypadkowo spotkałem serdecznego kolegę z dawnych lat. Chyba po raz pierwszy tak naprawdę szczerze wyrzuciłem z siebie wszystko, cały swój ból, rozpacz, bezsilność i złość. Poczułem wielką ulgę, ale zarazem wstyd jakbym zdradził najbliższą osobę. Nie wiem czy to był przypadek czy „Ktoś” postawił go na mojej drodze, ale okazało się, że on ma bardzo podobną sytuację domową. Opiekuję się swoją 92-letnią matką. Rozmowa nasza trwała bardzo długo. Obaj, szczerze opowiadając pewne zdarzenia, porównując zachowania, uczucia wyrzucaliśmy z siebie latami nagromadzony ból i żal. Rozmowa ta przyniosła nam wielką ulgę. Okazało się, że starość taka po prostu jest. Podeszły wiek i choroba zmienia wszystkich. Kiedyś dobrzy, święci i kochani ludzie na starość często zamieniają się w ciągle niezadowolonych, nienasyconych tyranów. Okazało się, że myślimy i czujemy podobnie. Myślę, że wielu ludzi czytając ten tekst dokładnie wie co mam na myśli. Od czasu tego przypadkowego spotkania staramy się w miarę możliwości spotykać na takie szczere rozmowy. Nabieramy po nich dystansu w patrzeniu na wiele zachowań naszych podopiecznych. Nie musimy wstydzić się też swoich emocji. Starość często zmienia ludzi szlachetnych i szczerych – nieomal świętych - w zgorzkniałych, złośliwych i leniwych, którzy nienawidzą świata a szczególnie swoich najbliższych, swoich opiekunów, którym tak naprawdę zawdzięczają najwięcej. Niestety tak było od zawsze i tak będzie. Nikt tu nie ponosi winy. Skoro nasze regularne spotkania przynoszą nam tak wielką ulgę, pozwalają zdystansować się wobec codziennych trosk, zastanawialiśmy się jak można by podpowiedzieć wszystkim innym w podobnej sytuacji, aby podobnie jak my, rozmawiali otwarcie i szczerze z ludźmi o podobnych problemach. Może warto by było założyć jakieś grupy ludzi wzajemnie się wspierających, choćby szczerą rozmową? To naprawdę działa cuda. Codzienne ciche bohaterstwo tysięcy ludzi w zaciszach swoich domów, bez oczekiwania na uznanie, pochwały czy sławę – to jest prawdziwe bohaterstwo. Choć opiekunowie wcale tak się nie czują a raczej wprost przeciwnie, uważają się za złych ludzi. Żyjąc stale pod presją ustawicznego niezadowolenia podopiecznych, eskalacji ich żądań i wymagań, w stałym poczuciu  winy za złe emocje, ich poczucie własnej wartości jest bardzo niskie. Na ogół zamiast wdzięczności i dobrego słowa spotyka ich gniew, obrażanie się czy manipulowanie poczuciem winy. Tylko oni wiedzą ile razy płakali po cichu, w ukryciu z żalu, buntu, bezsilności, poczucia krzywdy, niesprawiedliwości. Pomimo to, codziennie na nowo podejmują swój trud i starania, choć i tak wiadomo że w tej walce nie można zwyciężyć. Poczucie obowiązku, wdzięczności, może okruchy dawnej miłości do matki, ojca każą trwać i codziennie na nowo podejmować swój trud. Często opiekunowie sami wpadają w depresje lub zapadają na różne choroby psychosomatyczne. W ten sposób ich organizm reaguje na długotrwałe permanentne życie w stresie bez możliwości wypoczynku i zdrowego relaksu. Już samo uświadomienie sobie, że tak naprawdę jedynym naszym wyzwoleniem jest śmierć najbliższej osoby sprawia, że czujemy się potworami. Czasem po kolejnej sprzeczce, wybuchu emocji zaczynamy rozpytywać o domy opieki, rozważać... Ale już kiedy emocje opadną, pozbieramy się jakoś znowu i przystępujemy do spełniania swoich codziennych obowiązków. Znowu staramy się być pogodnymi i radosnymi, dopóki wystarczy nam sił i cierpliwości. Często czujemy się okradani z własnego życia. Księża często apelują, aby więcej czasu i uwagi poświęcać ludziom starym. I mają rację. Choć oni sami są często tak zajęci naprawianiem świata, krzewieniem wiary, że nie mają czasu dla zwykłego człowieka, żeby go odwiedzić choć raz w miesiącu i pobyć z nim, choćby z pół godziny. Często można usłyszeć, że rodziny wielopokoleniowe to skarb. Spróbujmy sobie wyobrazić jak funkcjonuje w nich dziecko,  gdzie często nie wolno zapraszać do domu koleżanek, bo tego nie lubi babcia, nie wolno głośno się śmiać, bo babci to przeszkadza lub akurat babcia sobie śpi. Dziecko wyrasta w przekonaniu, że nie ma żadnych praw, że nic mu się nie należy, że jego wartość zależy od tego czy babcia jest z niego zadowolona. Szczęśliwym może być tylko wtedy gdy babcia ma dobry humor. Wszystko kręci się dookoła osoby starej, z pozoru najsłabszej, najbardziej bezbronnej. Podobnie dzieje się w każdej rodzinie dysfunkcyjnej.