Karnawał trwa, a cóż może bardziej kojarzyć się z tym
radosnym okresem jak nie taniec, w różnej jego formie? Dzisiaj napiszę o tej
dla mnie, i właściwie dla rodziny, ważnej dziedzinie rozrywki, jaką przez lata
stanowił taniec towarzyski. Moja i męża przygoda z nim rozpoczęła się na
początku lat osiemdziesiątych. Nasze córeczki – Asia i Kamila – miały wówczas
około dwóch i trzech lat i dzielnie nam towarzyszyły na kursie tańca
towarzyskiego prowadzonym przez Nilę Rudion.
Jest to postać dla lubańskiej kultury moim zdaniem kultowa, choć niestety zapomniana. Przez całe lata jako instruktor pracujący w MDK uczyła dzieci i młodzież tańca nowoczesnego a później też towarzyskiego. A ten - przypomnę – w tamtym czasie nie był w Polsce zbyt popularny. Dopiero raczkował. Sam kurs tańca– jak sięgnę pamięcią do tamtych lat – był cudowny. Choć nie obyło się bez potu, nerwów, to jednak sprawiał wiele radości. Staliśmy się – pomimo różnicy wieku, bo wielu spośród kursantów to byli jeszcze uczniowie, a my z mężem byliśmy już w zaawansowanym wieku 26 i 28 lat z dwójką dzieci – zgraną grupą. Kiedy po kursie, część z nas dostała propozycję utworzenia w MDK-u formacji tanecznej, wszyscy zgodziliśmy się bez wahania. I tutaj zaczęła się kolejna przygoda. Próby, próby, próby… A potem występy, nie tylko na różnych lubańskich imprezach ale też jeździliśmy gościnnie np. do Świerzawy, Platerówki, itp.
Potem przyszedł moment, że nasze
drogi, jeśli chodzi o zespół, rozeszły się ale taniec nadal pozostał moją
pasją. Pracując w Klubie Żołnierza w naszej jednostce, zgromadziłam wokół
siebie grupę dzieci WOP-istów, które z kolei ja uczyłam tańczyć. Lepiej lub
gorzej ale chciałam im przekazać tę pasję. Dzisiaj są to dorosłe osoby i mam
nadzieję, że tak jak ja wspominają ten czas miło.
Nasze córeczki towarzyszyły
oczywiście nam wszędzie i nic dziwnego, że przyszedł moment, kiedy jedna z nich - Kamila -
postanowiła również pójść drogą tańca towarzyskiego. I na tym polu udało się
jej osiągnąć wiele sukcesów. Wygrywała turnieje, zdobywała kolejne klasy aż…
niestety dorosła.
Teraz jest już matką i tę pasję przekazuje swojej córeczce
Hani. A ta już prawie trzyletnia tancereczka chyba już się wkręciła w tę – można powiedzieć
– rodzinną pasję. Ledwo umiała stać a na dźwięki muzyki natychmiast reagowała, uroczo ruszając pupką, jak na sambę, czy rumbę przystało.
Ja już od lat nie tańczę. A ściślej od 1999 roku. Czasem za nim tęsknię, szczególnie, kiedy waga wskazuje coraz więcej kilogramów. Bo co ważne, taniec jest świetny na odchudzanie i kondycje. Polecam.