wtorek, 21 października 2014

Lubię Lubań, a może i coś więcej

Ogarnęła mnie kolejna fala wspomnień, a właściwie wielki przypływ. No cóż, na powrót do przeszłości pewnie ma wpływ rocznica osiedlenia się w Lubaniu. A dokładnie było to 19 listopada, miesiąc po rekonesansie. 
Dlaczego właśnie Lubań stał się po Lublinie moja drugą małą Ojczyzną. Dzisiaj ważniejszą niż moje rodzinne miasto. A było to tak. Oboje z mężem uczyliśmy się w Liceum Ekonomicznym im.A.J.Vetterów w Lublinie. Poznaliśmy się na którejś przerwie. Ja uczennica pierwszej klasy i On trzecioklasista. Kiedy wyjeżdżał do Poznania do szkoły kwatermistrzowskiej, oboje byliśmy pewni, że nasze uczucie przetrwa. I tak się stało. Pobraliśmy się  na miesiąc przed jego promocją. Zbyszek, jako wyróżniający się absolwent szkoły wojskowej miał do wyboru na osiedlenie się dwa miasta – Koszalin albo Lubań. Przyznam, że ja miałam duży udział dokonania wyboru właśnie Lubania,  choć nigdy w życiu w tych stronach nie byłam. Spodobała mi się sama nazwa i pagórkowaty teren, który po płaskowyżu Lubelszczyzny, był ciekawy i intrygujący. 
Na początku września mąż wyjechał z Lublina, by tutaj wić nam gniazdko. W październiku ja, po raz pierwszy – jak pisałam wcześniej – zobaczyłam to miasto, poznałam fajnych młodych ludzi, będących w podobnej sytuacji co my.  Od listopada Lubań stał się moją drugą małą Ojczyzną. Na początku strasznie tęskniłam za mamą, tatą, bratem i Lublinem., miastem którego wcześniej byłam wielką fanką. Wkrótce jednak przybyły za swoimi mężami także inne młode żony oderwane od swoich rodzin. Wspierałyśmy się nawzajem i budowałyśmy swoje życia od podstaw. To był piękny czas.