Ogarnęła mnie kolejna fala wspomnień, a właściwie wielki przypływ. No cóż, na
powrót do przeszłości pewnie ma wpływ rocznica osiedlenia się w Lubaniu. A
dokładnie było to 19 listopada, miesiąc po rekonesansie.
Dlaczego właśnie Lubań
stał się po Lublinie moja drugą małą Ojczyzną. Dzisiaj ważniejszą niż moje
rodzinne miasto. A było to tak. Oboje z mężem uczyliśmy się w Liceum
Ekonomicznym im.A.J.Vetterów w Lublinie. Poznaliśmy się na którejś przerwie. Ja
uczennica pierwszej klasy i On trzecioklasista. Kiedy wyjeżdżał do Poznania do
szkoły kwatermistrzowskiej, oboje byliśmy pewni, że nasze uczucie przetrwa. I
tak się stało. Pobraliśmy się na miesiąc
przed jego promocją. Zbyszek, jako wyróżniający się absolwent szkoły wojskowej
miał do wyboru na osiedlenie się dwa miasta – Koszalin albo Lubań. Przyznam, że
ja miałam duży udział dokonania wyboru właśnie Lubania, choć nigdy w życiu w tych stronach nie byłam.
Spodobała mi się sama nazwa i pagórkowaty teren, który po płaskowyżu
Lubelszczyzny, był ciekawy i intrygujący.
Na początku września mąż wyjechał z
Lublina, by tutaj wić nam gniazdko. W październiku ja, po raz pierwszy – jak
pisałam wcześniej – zobaczyłam to miasto, poznałam fajnych młodych ludzi,
będących w podobnej sytuacji co my. Od listopada
Lubań stał się moją drugą małą Ojczyzną. Na początku strasznie tęskniłam za
mamą, tatą, bratem i Lublinem., miastem którego wcześniej byłam wielką fanką.
Wkrótce jednak przybyły za swoimi mężami także inne młode żony oderwane od
swoich rodzin. Wspierałyśmy się nawzajem i budowałyśmy swoje życia od podstaw.
To był piękny czas.