wtorek, 28 lipca 2015

Co jest naprawdę ważne



Długo myślałam od czego tu zacząć. Punktem, do którego zmierzam jest starość i związana z nią ufna bezradność i całkowite zdanie na drugiego człowieka. Podobnie rzecz się ma z niemowlętami. Tylko że taki „słodziak”, który nawet gdy sika i marudzi nie wywołuje zniecierpliwienia, czy wręcz złości a wręcz przeciwnie – „o jaką śliczną kupkę dzisiaj dziecko zrobiło” - myślą rodzice, ciesząc się zdrowiem maluszka. Ale kiedy stary człowiek załatwia swoje potrzeby fizjologiczne inaczej niż my oczekujemy – już nie jest tak miło. Najczęściej pierwszą reakcją jest złość i pytanie - dlaczego to robi? A przecież ludzie starzy nie robią tego specjalnie. Po prostu funkcje ich organizmu, a przede wszystkim mózgu, zanikają i sami się nie kontrolują. Gdy patrzę na swojego Tatusia w takich sytuacjach, serce mi pęka. Siedzi przede mną niegdyś przystojny, silny i mądry mężczyzna i patrzy na mnie z tak wielkim poczuciem winy w oczach, że nie umiem się na niego złościć. Chce mi się tylko płakać. I myślę przy tym o przemijaniu i o tym, jak bezwartościowe są nasze dążenia okresu młodzieńczego czy dojrzałego. Najpierw nam się wydaje, że świat przewrócimy do góry nogami, wszystko w nim zmienimy. Potem stawiamy sobie cele, do których dążymy za wszelką cenę, często kosztem innych. Mieć jak najwięcej pieniędzy, dobre stanowisko (najlepiej ministerialne), dużo znajomych (dobrze ustawionych) itp. A tu „bach” - i przychodzi starość. Najpierw ta, gdzie tylko czujemy delikatne odsuwanie na bok. Przykre to jest ale jeszcze strawne. Potem emerytura i całkowicie boczny tor. Aby wskoczyć znowu w jakiś nurt trzeba się mocno napracować. A przecież w środku tacy ludzie czują, że jeszcze wiele mogą z siebie dać. Tylko nikt już nie chce brać. I wreszcie przychodzi ta najczarniejsza starość, kiedy jest się całkowicie zdanym na drugiego człowieka. I tu zaczyna procentować sposób, w jaki przeżyło się życie. Jeśli więzi rodzinne stawialiśmy ponad karierę i pieniądze, mamy kochające i oddane dzieci – one zajmą się nami i zaczną oddawać miłość, którą wcześniej sami brali od nas. Ale jeśli dorośli, nie mając czasu dla swoich dzieci w pogoni za karierą lub pieniędzmi, rekompensują im to kupowaniem różnych drogich rzeczy – to przecież trudno liczyć na zbudowanie jakichkolwiek więzi, nie mówiąc o miłości i przywiązaniu. Niby rodzina opływa w dostatki ale dom jest pusty uczuciowo. Czy w takiej sytuacji, gdy nadejdzie starość, dziecko zaopiekuje się rodzicem? Wątpię. Sobie i innym wytłumaczy, że są od tego profesjonaliści. Tylko czy ci profesjonaliści w karmienie, czy przebieranie będą wkładać serce? A stary człowiek może nie umie już jasno myśleć, ale na pewno czuje.

Może wiec warto chwilę przystanąć i zastanowić się, co jest naprawdę ważne?