Nie wiem, czy ja mam szczęście w życiu, czy tak naprawdę nie jest z
ludźmi tak źle, jak się powszechnie uważa. Twierdzę tak, bo w swoim, bliższym i
dalszym, otoczeniu nie widzę ludzi złych. Są mniej lub bardziej wrażliwi, mniej
lub bardziej otwarci, ale w sumie mają dobre serca i w różnych sytuacjach można
na nich liczyć. Nie pokazują tego może na co dzień, ale wynika to
prawdopodobnie z faktu, że boją się odsłonić, aby nie zostać zranionym.
Moment, kiedy sobie to wszystko uświadomiłam sprawił, że przestałam się
tak panicznie bać. A bałam się wielu rzeczy – odrzucenia, zranienia,
upokorzenia, rozdeptania, osamotnienia. Zawsze uważałam, że nie pasuję do dzisiejszych
czasów. Jestem zbyt ufna, zbyt prostolinijna i zbyt otwarta. Nigdy nie umiałam
kosztem innych zawalczyć o swoje. I tak było od dziecka. Nawet wszystkie baty,
jakie w życiu dostałam nie były w stanie mnie zmienić. I dobrze… Bo dzisiaj, po
ponad pół wieku różnych życiowych doświadczeń i obserwacji – twierdzę, że
ludzie są tak naprawdę dobrzy. Myślę sobie, że nawet niektórzy z tych, którzy
na przykład uwikłali się w wielką politykę, czy robienie kariery zawodowej, w
sercu są w porządku, tylko stwarzają pozory drapieżców bez skrupułów, aby jakoś
tam, w tym „wielkim świecie” przetrwać. Oczywiście, nie generalizuję, bo
spotykamy przecież i tych, którzy krzywdzą innych. Tylko czy my zastanawiamy
się dlaczego to robią? Może jakieś traumatyczne przeżycia, które w ich psychice
pozostawiły ślad, a może jakaś choroba, a może jakieś inne poważne kłopoty,
sprawiają, że są tacy, a nie inni. Oni cierpią, będąc sami ze sobą. I należy im
tylko współczuć. Są oczywiście wśród nas też osoby, których cieszy, gdy komuś
dokopią i takie działania są sensem ich życia. Ale moim zdaniem, to już jest
jakaś choroba psychiczna. Więc to nie do końca też ich wina. A spróbujmy może
zrobić na wiosnę (ona zawsze sprawie, ze chce się coś zmienić) mały
eksperyment, który nas nic nie kosztuje, oprócz pewnej dyscypliny. Otóż obcując
z ludźmi na ulicy, w pracy, w urzędzie, w sklepie, spróbujmy dostrzegać w nich
dobro. Jeśli coś nam zgrzytnie, to zastanówmy się najpierw - jaki ja mam
dzisiaj nastrój – czy to aby nie ja szukam dziury w całym? A potem pomyślmy, że
być może ta napotkana osoba całą noc nie spała, bo opiekowała się chorą starą
matką albo może dowiedziała się o poważnej chorobie, albo nie wie jak przeżyć
do pierwszego? Powodów wpływających na nastrój jest całe mnóstwo. A nie każdy umie
nad tym panować. Innym razem nasze relacje z tą samą osobą mogą już być
zupełnie inne. Jeśli tak podejdziemy do sprawy, łatwiej będzie znieść
przykrość. I pamiętajmy, że każdy uśmiech naprawdę rozjaśnia świat. Niby banał,
ale sami to wiemy z autopsji.